SCM Player

wtorek, 11 czerwca 2013

Recenzja *003* "Chińczyk" - Henning Mankell

wydanie szwdzkie
wydanie polskie

Wydawnictwo: W.A.B.
Tytuł: "Chińczyk"
Tytuł oryginału: "Kinesen"
Autor: Henning Mankell
Pierwsze wydanie: 2008r.
Ilość stron: ok. 600.
Moja ocena: 4/11


Hennig Mankell to ponoć jeden z najpopularniejszych szwedzkich pisarzy; nie powiem, żeby to dobrze zapowiadało. Z popularnością idzie w parze kicz, a jeśli chodzi o Skandynawię, to najprawdopodobniej jakiś kryminał jest na rzeczy. Ku mojemu zaskoczeniu, pan Mankell ma jednak na koncie powieści dziecięce i młodzieżowe. I jest dziennikarzem. Może nie będzie tak źle, pomyślałam sobie jakieś dwa tygodnie temu... Bo i też miałam przed sobą jedną z książek tegoż pana, mianowicie “Chińczyka”.

Jest to książka dość specyficzna: kręci się bowiem wokół lewicowych radykałów. z jednej strony sędzina (wujek autora był sędzią), była członkini jakiejś szwedzkiej komunistycznej sekty, wiersze Mao Tse-Tunga i “maszerowanie z czerwoną książeczką”. O cokolwiek by nie chodziło. Z drugiej zaś - historia rodziny chińskich parobków, z których dwóch pomarło, a trzeciemu udało się przemierzyć w XIX w. cały świat, uciekając przed niewolnictwem i karą śmierci. We współczesnej części tego “chińskiego” wątku potomek owej rodziny mści się na prześladowcach pradziadka.

Akcja miota się pomiędzy współczesnymi Chinami i Szwecją a XIX wiekiem. Myślę, że jest to duża zaleta tej książki, ponieważ realia każdego z miejsc - i czasów - akcji zostały przedstawione bardzo dokładnie i realistycznie, a przynajmniej wydają się takie według kompletnego laika, jakim jestem ja.

Jest jednak też wiele rzeczy, które mi się w tej powieści nie podobały. Przede wszystkim, dało się zauważyć pewną sztuczność opisów i w ogóle momentów, w których nic się nie działo, co jakiś czas atakującą czytelnika. W takich momentach nagle zdania się mocno “rwą” i na ogół są do bólu pojedyncze, a traktują o rzeczach zbędnych, jak na przykład to, że główna bohaterka wzięła lub odłożyła szklankę... Którą to szklanką, dodajmy, nikt nie został zabity. Przez takie i inne irytujące fragmenty często nie mogłam skupić się na fabule i treści.

Inna rzecz, która zwróciła moją uwagę, choć zdecydowanie nie powinna - koszmarna ilość zbiegów okoliczności. No bo przecież wiadomo, że jak prowadzisz jakieś śledztwo i wyjedziesz w związku z tym do miasta na drugiej stronie kuli ziemskiej, które liczy 19 milionów dusz, to z pewnością z jedną lichą wskazówką - która notabene sama w sobie była pomyłką - to na pewno spotkasz osobę kluczową dla śledztwa, i to przyjaźnie nastawioną!

Teraz kolejna rzecz, która całkiem mi się nie spodobała w tej powieści - spisek ogólnoświatowy, który się przecież zawsze dobrze sprzeda. Tania sensacja; ludzie może i chętniej po takie książki sięgają, ale takie właśnie spiskowe wątki robią społeczeństwu jeszcze większą wodę z mózgu... A potem chodzą po tym świecie tacy, którzy wierzą, że w Smoleńsku to zamach był. Albo że żydzi próbują opanować świat.

Podsumowując, nie oceniam tej powieści zbyt dobrze. Jest fabuła, wątek, akcja, trójwymiarowi bohaterowie, słowem, wszystko, co być powinno, jednak sama w sobie ksiażka nie przekazuje niczego nadzwyczajnego. Nic, co czyniłoby ją wyjątkową i niepowtarzalną. Jeśli ktoś chce, może sobie nią zająć godzinę, dzień tydzień, uprzyjemniając sobie czas lekturą, jednak nie stanowi ona nic więcej.

[link]

1 komentarz :

  1. Serdecznie zapraszamy na Fair Gaol, gdzie ukazały się wyniki konkursu :)

    Pozdrawiam,
    Idariale

    OdpowiedzUsuń