SCM Player

wtorek, 5 listopada 2013

Recenzja *005* "Sezon Burz" Andrzej Sapkowski


Wydawnictwo: Supernowa 
Tytuł: "Sezon burz"
Autor: Andrzej Sapkowski
Seria: Wiedźmin
Ilość stron: ok. 400
Moja ocena: 7,5/11


"- Wiedźmin Geralt nie umarł! - wypaliła Nimue. - Odszedł tylko, odszedł do Krainy Jabłoni. Ale powróci... Powróci, bo tak mówi legenda."

Kim jest Andrzej Sapkowski, wiedzą wszyscy. Legendarny autor znany głównie z trylogii husyckiej i sagi o wiedźminie tym razem powraca. Niespodziewanie. Zwłaszcza biorąc pod uwagę jego zapewnienia, że do Geralta z Rivii nie powróci już nigdy. Mimo to jednak Sapkowski złamał te obietnice, a ja na tym skrzętnie skorzystałam.

Na pierwszy ogień idzie okładka. Nie należy to może do całości dzieła i nie wpływa ona bezpośrednio na ocenę, jednak jak już tutaj jestem, to czuję się w obowiązku nieco ponarzekać. Okładka przede wszystkim podkreśla różnicę pomiędzy oryginalną sagą a tymże tomem, o której to różnicy będę mówić później. Na przedzie wszystkich wcześniejszych wydań gościli bohaterowie bądź symbole, tutaj zaś mamy parę nakładających się na siebie motywów doprawdy luźno, żeby nie powiedzeć wcale, ze sobą (nie)  związanych. Ponadto kontrast w kolorystyce nie podoba się mi wydaje się być kiczowatym, a lateksowo wyglądająca suknia Koral dopełnia tego wizerunku.

Ta książka musiała być trudna do napisania, trudna do poskładania w całość. Wiele tysięcy polaków (i zapewne nie tylko) wyczekiwało kontynuacji wiedźmina, nawet jeżeli były to tysiące tkwiące w przekonaniu o bezsensie tychże wyczekiwań. Z drugiej zaś dokładnie te same tysiące gotowe były i gotowe wciąż są nazwać takie odkurzanie starych sag skokiem na kasę. Od momentu, kiedy Sapkowski zapowiedział wydanie nowej powieści osadzonej w universum wiedźmina, takie oskarżenia musiały padać dosyć często. Sama byłam (i wciąż nieco jestem) skłonna w to uwierzyć.

Musicie zrozumieć, nie staram się bronić tej nowej części. Jednak zdecydowanie bardziej nie chciałabym stać się członkiem tłumu, którego celem jest wysyłanie nienawiści w kierunku tej książki. Wolałabym pozostać tak neutralna, jak to tylko możliwe.

"Sezon burz" toczy się tuż przed pierwszym opowiadaniem w świecie wiedźmina, tym, które otwierało zbirór opowiadań "Ostatnie życzenie" i które było debiutem Sapkowskiego. Mimo, że jest to powieść, przeplata się tutaj parę wątków, z których część zdaje się spinać ten twór w całość, a część przeplata się nawzajem i szatkuje fabułę. Mam wrażenie, że ta książa zawiera coś pomiędzy zbiorem opowiadań a powieścią: podczas wydarzeń z jednego wątku łatwo było zapomnieć o innych problemach wiedźmina - Geralt polujący na demona pod Rissbergiem zupełnie nie zauważał braku mieczy, a Geralt próbujący odnaleźć miecze już zupełnie nie zdawał się pamiętać o swojej kochance Koral.

Na początku lektury jak zawsze zachwycił mnie warsztat i styl Sapkowskiego, mnogość informacji i kompletność przedstawionego świata, jednak na pierwszych stu stronach zdawało mi się, że książce brakuje jakiejś lekkości. Nie mogłam odgonić od siebie wizji autora, który w środku nocy skrobie coś na papierze, za jedyne źródła światła mając lampkę na biurku i księżyc; jest to sposób, w który ja często odrabiam zadania domowe i zawsze jestem wtedy nieco zmęczona. Na szczęście później to wrażenie odnośnie stylu autora minęło i mogłam wczuć się w fabułę.

Poza głównymi wątkami wydarzeń poruszone zostają bardzo skromnie, a nwet zbyt skromnie, niektóre interesujące kwestie. Do takich należą początki istnienia wiedźminów, życie Nimue i świat w dalekiej przyszłości, a także tajemnicza sprawa z kocimi wiedźminami, o których w oryginalnej sadze ani słowa nie było, a którzy mogliby dostać cały osobny tom, nawet wystarczyłby mi jeden porządny rozdział, a nie marne parę akapitów...

Czytając tę książkę nader wszystko jednak nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że mam do czynienia ze sfabularyzowanym zbiorem dotąd nie publikowanych faktów, czy też notatek Sapkowskiego o świecie wiedźmina. Przewijają się tutaj postacie wcześniej tylko wzmiankowane: na przykład Koral (zginęła podczas bitwy o Wzgórze Sodden) i król Belohun, który, swoją drogą, wykazuje pewne podobieństwo do Aglovala. Koral zapewne już dawno powstała w głowie autora, a podczas pierwszej wzmianki o tej czarodziejce Geralt pomyślał, że "nie wiedząc kiedy, wylądował w jej łóżku". Otóż ja też nie wiem, kiedy. I czemu. Cały wątek ich romansu wydawał mi się mdły i płaski, a przede wszystkim poświęcono mu zbyt dużo miejsca w zbyt krótkim okresie czasu. Na szczęście pod koniec lektury niemal zapomniałam o tym związku, głównie dzięki przemykającej po obrzeżach fabuły Yennefer.

Zdecydowanie jednak czegoś tej powieści brakuje, mianowicie baśniowości i głębi właściwej dla oryginalnej sagi. W niektórych momentach fabuła zahacza o takie sytuacje i wypowiedzi, jednak jest to dla mnie zdecydowanie za mało. Mimo, że powieść czasowo plasuje się pomiędzy opowiadaniami z pierwszego tomu, jestem pewna, że mamy do czynienia z odrębną książką, a nie częścią kompletnej całości, jaką jest oryginalny siedmioksiąg. Uzupełnienie, może, ale zdecydowanie nie dopełnienie. Skrycie marzę (a może nie tak skrycie, zważywszy, że się tutaj wywnętrzam  na ten temat) o kontynuacji "Sezonu burz", kontynuacji zawierającej historię Nimue, może Condwiramurus, jak już jesteśmy w temacie. Taka kontynuacja mogłaby zawierać również jakiś dłuższy wątek o kotach - wiedźminach spoza Kaer Morhen. Niestety, na to jest jeszcze mniej szans, niż było na powstanie samego "Sezonu burz".

Czy polecam tę książkę? Zdecydowanie tak. Nie można lubić sagi o wiedźminie i przejść obojętnie obok tej powieści. Pomimo dużego odstępu pomiędzy tą książką i Panią Jeziora, wciąż mamy do czynienia z tym samym wiedźminem i Jaskrem, tym samym światem i tym samym Sapkowskim.

[link]

2 komentarze :

  1. Bardzo dobra recenzja. Zabiorę się za część, jak tylko uzbieram ;)

    OdpowiedzUsuń